Obrazy getta [4] 51
wiecza. [...] myśli oszołomiony. Jest Żydem [...], warszawianinem, zna dobrze ulicę, miasto. [...] żydostwa. I dlatego tak [...]
[21] I rzeczywiście rozumuje słusznie: mury średniowieczne getta, opaski to żółta łata (domyśla się) wyjęcie spod prawa, obowiązki niewolnicze wobec pana, prześladowanie Żydów, traktowanie Żydów jak psów, poniewieranie ich godności, pomiatanie wartością życia, głód, zarazy, brud, brak elektryczności, dyliżanse, riksze, dziwaczne stroje biedaków, handel uliczny, brak objawów życia kulturalnego, terror, trzymanie na więzach wolności myśli, słowa, czynu. Tak, to średniowiecze. Ale nie, bo jeżdżą auta. Więc — myśli — to ani średniowiecze — ani fantastyczny świat (bo zmysły działają prawidłowo). Ale na pewno przez te 3 lata odbył jakąś podróż. Więc dokąd? To pewne, że w jakąś krainę romantyczną, bo środowisko jest ponure, posępne, melancholijne, zrezygnowane, beznadziejne, nastrój taki sam, ludzie też to byroniczni bohaterowie98, których trawi jakaś tajemnicza choroba, weltszmercen99, pokłócenie się ze społeczeństwem i długo wszyscy są ponurzy, smutki, zrezygnowanie. Tę romantyczną Dichtung100 uwypukla jeszcze fakt, iż bohaterem jest tu gnębiony, jarzmiony, krzywdzony naród, jak w powieściach poetyckich Byrona, ciągle prześladowany, skazany na niewolę, poniewierkę, śmierć, tortury, męczeństwo. Naród jarzmiony, ale wybrany przez Boga. Ale gdzie się znajduje, bo ta Warszawa chyba nie jest miastem leżącym nad Wisłą. Taka mała, tak przaśna, brudna, brzydka, przeludniona, pozbawiona dobrodziejstw cywilizacji 20 wieku, objęta klęską głodu i zarazy. [...] przeniesienie całego życia na ulicę. Krzyki kłótnie, przekleństwa, [...] gestykulacja rąk, silnie rozwinięty handel uliczny, natrętne targowanie się, oszukiwanie klientów i wabienie ich oraz podbieranie ich konkurencji, rozpowszechnione żebractwo, brud i niechlujstwo, bezwstyd i brak pruderii, obłudna grzeczność [...], śpiew i muzyka na ulicy, w ogóle wyżywanie się i wypełnianie całego życia na ulicy, tak wiecznie gwarnej, ruchliwej, przepełnionej. Jest to na pewno Wschód, a jeśli nie Wschód, to w każdym razie jakiś kraj egzotyczny, w który jakaś siła go przeniosła we śnie. Bo egzotyczne są te obrazki uliczne, rażące swą [22] kontrastowością niedorzeczną, bo przechodzące od obrazu skrajnej nędzy do luksusu, od prymitywizmu do auta, od rudery do kamienicy 6–piętrowej. A ta pstrokacizna kolorów w strojach: jakieś togi (z byłych dywanów, kilimów, obrusów) i worków, różnokolorowe obok modnych europejskich eleganckich strojów. Swoboda w obyczajach, niekrępowanie się, nie dziwienie się na widok niezwykłości, ludzie umierający jak muchy od zarazy i głodu, jak w Chinach, lekceważenie życia ludzkiego, wylegiwanie się natrętnego żebractwa na chodnikach. Dwie