RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 97 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 97


70 Obrazy getta [6]

o filmie i o amantach. Panowie — też bardzo dystyngowanie ubrani, krawat, sweter, skarpetka, chusteczka — dostrojone do koloru ubrania, jakby nigdy nic. My dziś myślimy tylko, jakby w zimie najcieplej ubrać się, a w lecie jakby z ubrania jak najwięcej zaoszczędzić na zimę, a oni myślą o g[u]ziku, o kolorze, o fasonie. Starsi panowie wprawdzie są „tylko” starannie i dobrze odziani, ale i materiał nowiutki (garnitur 3000 zł) i koszula jedwabna, czyściutka (a my coraz rzadziej zmieniamy koszule, bo ich mamy mało, pranie kosztuje dużo i niszczy bieliznę). Wchodzą do lokalu, z nonszalancją rozdają na lewo i prawo ukłony (znają się między sobą), wybierają stoliki, krzywią się, grymaszą, zamawiają mokkę „tylko prawdziwą”, ciasteczka (poproszę o abisynki, krokieciki, stefanki... ), zapalają wonne cygara, rozpierają się na fotelach i po okazaniu zadowolenia z muzyki (gra tango „Si, si, si, to włóczęgi serenada”), ciastek i w ogóle lokalu, przystępują do interesów. To nie znaczy, że taka klientela stanowi 100% publiczności, bynajmniej, bo publiczność nie jest jednolita, stała, jednogatunkowa. [10] To tylko pierwsze wrażenie, bo ci są najśmielsi, najbardziej rzucający się w oczy jako wybrańcy losu, nadają ton, wyróżniają się.

Gdy siadam w samym środku największej sali, otoczony zewsząd przepełnionymi stolikami, zaczynam się coraz dokładniej orientować w rodzaju publiczności.

Jest ona mieszana, przeważnie bogatsza, ale nie jednomiernie. Widać właścicieli sklepów spożywczych, policjantów, trochę lekarzy, dużo młodzieży, burżuazję, może nie zajmującą się interesami, lecz żyjącą z kapitałów. Ale to jest pewne, że znakomita większość to ludzie stosunkowo bogaci, dobrze odżywieni. Wielu zjada po 2–3 ciastka, tu i ówdzie widać na stole jabłko, kanapkę z szynką, jakiś napój alkoholowy. Którzy spekulują, biorą łapówki, kradną, przekupują, handlują z Niemcami, zdradzają rodaków — trudno zorientować się, to pewne jednak, że większość zarabia, nie ma zasmuconych, beznadziejnych twarzy, śmiech często rozjaśnia lica panienek i panów, wtórują i nucą modne przedwojenne tańce grane przez orkiestrę, czasem nawet nogami przytupują, ramionami do taktu poruszają, jakby za chwilę mieli porwać się do tańca.

[11] Kelnerki z „towarzystwa”, bardzo eleganckie, z ozdobami na szyi, palcach, w jedwabiach, strojne i efektywne, dodają uroku i elegancji, oszałamiającej przybysza z ulicy, nienawykłego do takich widoków. To prawdziwa oaza luksusu, wygody, sybarytyzmu i beztroski wśród bagna głodu, chorób, niewoli i czarnej niewoli. Ale i tu maska opada. Przysłuchuję się rozmowom. Tych przyciszonych, o interesach nie słyszę. Tylko te obojętne, towarzyskie. Temat ten sam, zglajchszachtowany. Co nowego, kiedy ofensywa, jak tam dziś z chlebem, a jak z kontrybucją, kiedy wreszcie to skończy się. Ani treść ani forma nie różnią się od wszystkich naszych codziennych, tych samych, uporczywie powtarzających się pytań, odpowiedzi, jednostajnie smutnych, beznadziejnie rozpaczliwych.

Na nic złuda przedwojennych nastrojów, prysła iluzja, bo i „oni” napiętnowani, nie umieją pomimo pozorów zapomnieć.