RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Prasa getta warszawskiego: Hechaluc-...

strona 101 z 585

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 101


52 „Dror”, nr 4 [3]

[15] Micha Josef Berdyczewski

Mowa pogrzebowa123

W wiosce nieopodal wielkiego miasta na Wołyniu mieszkała kobieta o imieniu Debora124. Od zawsze zamieszkiwała w wiosce. Po swym ojcu odziedziczyła dom z ogrodem i kawałkiem pola. Ojciec jej osiadł tam w czasie, gdy Żydzi mogli jeszcze kupować ziemię. Debora znała się na uprawianiu ziemi oraz obrabianiu pola i chociaż tego, co odziedziczyła, nie było wiele, to starczało jej jednak na utrzymanie i jeszcze mogła pomagać tym, którzy potrzebowali. Zatrudniała mało osób, ponieważ jej syn, Berl, we wszystkim jej pomagał. Berl był wiejskim dzieckiem. Wysokiego wzrostu, z ogorzałą twarzą, silnymi rękoma, które wszystko potrafią zrobić i nie spoczywają [bezczynnie] nawet minuty. Młodzieniec, na którego miło było popatrzeć, chociaż w piśmie i lekturze niewiele potrafił.

Debora dumna była ze swego syna i chociaż nie należała do tych, co boją się sami wyjść w nocy, to jednak go potrzebowała. Bez męża, bez krewnych, bez siostry czy brata, z samym tylko żydowskim dzieckiem pośród wioski. I chociaż Wasyl i Iwan oraz pozostali wieśniacy byli spokojnymi sąsiadami i brali od niej dobry napitek alkoholowy, to jednak należy mieć w pamięci, że to jest diaspora.

Gdy nadchodzą żniwa i praca w polu, wówczas pomoc Berla jest nieoceniona. Debora i Berl byli także parą dobrych przyjaciół. Berl był podobny do ojca, który

młodo zmarł. Koń zrzucił go i zabił. Latem jest tam tak wiele roboty, że nie ma czasu na rzeczy, które nie mają związku z pracą. Ale w długie zimowe wieczory, gdy na zewnątrz trwa zawierucha, a w domu jest jasno i ciepło, Debora zwykła siedzieć w izbie i robić na drutach skarpety, a Berl pochłonięty był rąbaniem drewna. Wówczas Debora spoglądała na niego z taką radością, że aż jej oczy stawały się wilgotne.

Ciężkie czasy nastały dla państwa, w którym żyła Debora. Po wojnie nikt nie był pewny swego życia – co moje to czyjeś, a co czyjeś to moje. W biały dzień można zostać napadniętym. W wioskach nikt już nie pracuje, młyny stoją puste, spichlerze są podpalane…

A to wszystko to jeszcze nic w porównaniu z tym, co Żydzi musieli wówczas wycierpieć. Wybuchła do nich nienawiść, jakiej na co dzień się nie widzi. Setki żydowskich miast było napadanych i rabowanych w środku dnia przez chuliganów. Wiele osób zostało zamordowanych. Tak, mordowanie ludzi, gdy raz się zacznie, nie zna granic. Dzieci były mordowane [16] na oczach matek, jak w czasach Gonty125.

Chcę Wam jednak opowiedzieć o tych, którzy w tych czasach powstali wśród Żydów i zaczęli zaprzeczać, iżby trzeba było brać na siebie karę, uciekać przed wrogiem i dawać się mordować, o tych młodych, którzy pojawili się wówczas i powiedzieli