100 „Dror”, nr 7–8 [3]
w fabrykach należących do innego narodu, pracuje ciężko, z talentem, przynosi zyski, sam nie korzysta wcale z owoców swojej pracy i przy tym wszystkim ma się jeszcze czelność obwołać go pasożytem. Lecz bez wątpienia jest pewna prawda w tym oskarżeniu. Dlatego że naród nasz, w słabości swojej woli, w braku wiary we własne siły – by się urządzić bez gospodarzy, by pracować na własną odpowiedzialność, własnym kapitałem i własnymi narzędziami – oraz w swym pragnieniu, by zawsze wspierać się na obcym ciele – tak, jest podobny do pasożyta. Nie zawsze bowiem pasożytnictwo wyraża się przez lenistwo. Jest takie pasożytnictwo, które – mimo licznie dokonywanych czynów – wyraża się w strachu ludzi przed niezależnością, [przed życiem] bez gospodarza.
Jest to brak woli, który prowadzi do braku sił.
I tenże strach przed odpowiedzialnością przytłacza Żydów w galucie. To właśnie, być może, jest tajemnicą tego, dlaczego tak ciężko jest nam stamtąd odejść – z powodu strachu, by nie zostać bez gospodarzy, bez odpowiedzialnych za naszą pracę.
Ruch „Hechaluc” był pierwszym, który tejże odpowiedzialności się nie przestraszył i bez obawy wziął na swe młode, słabe barki ciężar odpowiedzialności za swoje osiągnięcia i rezultaty, i dostrzegam w tym sedno jego siły moralnej.
Ta młodzież, którą sam widziałem na mej drodze do Erec Israel, idzie, płynie, pomimo wszystkich potknięć i przeszkód, [12] bez względu na warunki – ta młodzież nie oczekuje raju i dobrze wie, co ją czeka. Gdy ich zobaczyłem, przekonałem się, że nadszedł ten wielki moment, gdy znalazł się lek na naszą główną chorobę, że nasze siły się rozwijają, odżywają i znów zdolne są do pracy, co związane jest z odpowiedzialnością – żeby upaść, potknąć się, i umrzeć bez strachu.
To jest główną siłą „Hechaluc”. Mieliśmy w galucie wielkich myślicieli o ogromnej wiedzy, lecz na większą twórczość składa się każdy mały czyn dla Erec Israel. Gdy byliśmy bohaterami od rozwiązywania problemów i abstrakcji na papierze, nie było w tym żadnej poprawy dla naszych wielkich braków. Człowiek czynu rozwiązuje, nie wiedząc o tym, w każdej chwili tysiące problemów. Powstali ludzie, którzy odbudowują własnymi rękoma życie narodu, i to jest największą nowością.
Żywa krew znów zaczęła płynąć w zastygłych, zatkanych żyłach. Serce bić zaczęło na nowo. [Lecz] sytuacja, w jakiej się znajdujemy, się nie zmieniła. Diagnoza, którą postawiono 50 lat temu, zarówno względem galutu, jak i Erec Israel, pozostała niezmieniona – nieodwołana. Nic się takiego nie wydarzyło w galucie, co zmieniłoby nasze myślenie. To jest miejsce degeneracji narodu, miejsce bez nadziei i bez przyszłości. Za to w Erec Israel urzeczywistniło się wszystko, co wcześniej przepowiadaliśmy, i w mierze, jakiej nie oczekiwaliśmy. Przypominam sobie słowa Brenera, który pisał o Erec Israel – nie ze świętym pietyzmem, ale z konieczności, bo nie było wyjścia, nie było dokąd iść, nie było żadnego innego miejsca. Brener [13] prawdopodobnie nie wiedział, że poczucie, iż nie ma innego wyjścia – jest najsilniejsze. Poczucie, że tu umrzemy, tu zostaniemy zamordowani, tu poświęcimy własne życie. Tylko w miejscu, gdzie jest poczucie, że nie ma innego wyjścia – tylko tam jest samopoświęcenie, a poświęcenie się to papier lakmusowy wszystkiego, co prawdziwe w tym świecie. Poczucie to pozostaje niezmienne: nie ma wyjścia poza Erec Israel. Każde inne miejsce oznacza upadek, degenerację, pogardę, uniżenie wobec innych. Tu jest mało ziemi – ale tu jest życie honorowe, udane, bohaterskie i samopoświęcenie ze świadomością, że nie ma innego wyjścia. Tu jest wyższa świadomość, która towarzyszy naszej pracy w ostatnich latach.