przed zemstą, dosięga nawet ich byłych towarzyszy. A cóż dopiero, gdy jest to przeciwnik?
Chcę jeszcze przypomnieć o szczególe dotyczącym sposobu, w jaki pracuje NKWD. Ma swoje oczy we wszystkich zakamarkach. Do Białegostoku przyjechał brat mojego przyjaciela Berła Burko, były członek komitetu łódzkiego „Cukunftu”. Nagle wzywają go do NKWD i krzyczą na niego: „Słuchaj no, ty bezczelny chłopaku, my wiemy, kto ty jesteś, i radzimy ci zachowywać się poważnie”. W Łodzi nie był on żadnym wielkim działaczem i pracował w sekcji młodzieżowej związku zawodowego, ale jeśli NKWD zwraca na kogoś uwagę, to nie na próżno.
Do Białegostoku przybył kierownik łódzkiej szkoły im. Medema, Łozowski, którego szukali Niemcy. Chciał się tu ratować. Był socjalistą, radykalnej orientacji. Nie należał do partii komunistycznej z powodu niechęci do jej form organizacyjnych i taktyki. Współpracował ze szkolnictwem bundowskim9. Był człowiekiem myślącym, niezależnym. W czasie procesów w Związku Radzieckim wydał w Łodzi książeczkę pt. 18 Termidora, prowadził w niej akademickie rozważania na temat związków „rewolucji i kontrrewolucji”, za to przestępstwo zdjęto go z kierownictwa szkoły w miasteczku pod Białymstokiem, a później aresztowano. (Rozmawiałem z nim przed aresztowaniem, był bardzo przybity). Udało mu się uniknąć więzienia w Łodzi, a trafił do niego tutaj.
W budynkach fabryki „Sokół” (dawniej u Feniksztejna) powstał klub pisarzy żydowskich (ul. Sienkiewicza 42). Można powiedzieć, że pisarze-uciekinierzy znaleźli tu wygodny nocleg. Duże sale mieszczące wszystkich chętnych, dla każdego osobne łóżko, poduszka i koc do przykrycia, podobno zarekwirowane zamożnym osobom. A poza tym specjalnie obiady dla dziennikarzy, pisarzy, artystów itd.; każdy jadł obiad z mięsem, na talerzu, przy stole, a nie jak inni uchodźcy w smrodzie, który roznosił się w gminnej kuchni przy ul. Sosnowej 7. Tam jeśli ktoś nie miał garnuszka, to dostawał obiad w blaszanej puszcze. Trzeba było zresztą stać godzinami w kolejkach zanim się go otrzymało, co kilka też minut zamykano okienko i przestawano wydawać jedzenie. Z gminnej kuchni korzystała też między innymi duża liczba żebraków przybyłych z najdalszych zakątków Polski, w ogóle przychodziło tam mnóstwo nędzarzy. W dzień i w nocy zajmowali ze swoimi żonami, dziećmi i paczkami jedną z sal. Tam dzieci załatwiały też swoje naturalne potrzeby, wymiotowały itd. i stąd pochodził ten paskudny zapach. W tych wszystkich kuchniach dawano zupę bez mięsa i ćwiartkę chleba dziennie.
9 Pod wpływem Bundu pozostawało CISZO — żydowski szkolny ruch świecki (patrz: Objaśnienia skrótów i nazw...). Dumą CISZO było sanatorium im. W. Medema w Miedzeszynie, gdzie od 1926 przebywało po parę miesięcy do 200 dzieci o słabym zdrowiu, pochodzących z rodzin robotniczych. W sierpniu 1942 wszystkie dzieci z sanatorium wraz z wychowawcami, lekarzami i nauczycielami wywieziono do Treblinki. Zob. też: Chaim Szlomo Każdan oraz Medem-Sanatorie-Buch.