II. Bug
20 listopada o świcie przyjechaliśmy na Dworzec Wschodni. W dorożce drżeliśmy strasznie ze strachu, że nas wyciągną i wezmą do pracy. Szczególnie obawialiśmy się przejazdu przez most. Gdy most mieliśmy już za sobą, swobodnie odetchnęliśmy. Przed dworcem założyliśmy plecaki, a nasza przewodniczka weszła wykupić bilety. Kolejka przy kasie biletowej była bardzo długa, lecz mając przepustkę mogła ominąć kolejkę i wówczas kupno biletów trwałoby tylko kilka minut. Czekaliśmy ponad godzinę, a nasza przewodniczka nie wracała. Byliśmy niespokojni, nie wiedzieliśmy, co mogło się wydarzyć. Myśleliśmy, że może przepustka jest fałszywa i dlatego została zatrzymana, mogła też okazać się zwykłą naciągaczką i uciec z naszymi pieniędzmi. Nasze obawy były bezzasadne, bo pani wkrótce wróciła z biletami. Pobiegliśmy na peron i weszliśmy do pierwszego lepszego wagonu. Pociąg miał za kilka godzin odjechać w stronę Siedlec. Wagony nie robiły dobrego wrażenia, na podłodze leżała słoma i jakieś brudy, nie było ławek. Byliśmy jednymi z pierwszych pasażerów i upatrzyliśmy sobie jeden kącik, ułożyliśmy tam nasze paczki i usiedliśmy na nich. Godziny dłużyły się jak całe lata, a pociąg ciągle nie ruszał.
Wagon stopniowo się zapełniał. Towarzystwo w wagonie było dość różnorodne, choć 2/3 pasażerów stanowili Żydzi. Z ich oczu można było wyczytać strach, coraz mocniej wtulali się w kąt, by uniknąć spojrzeń pasażerów-chrześcijan. Niespokojne rozmowy Żydów szybko się urwały, za to chrześcijanie rozmawiali dość głośno. Głównym tematem byli Żydzi. A to, że Żydzi się rozproszyli, by było ich trudniej rozpoznać, Żydzi noszą inne czapki, Żydzi chcą do Rosji. Od czasu do czasu padały takie sarkastyczne i prowokacyjne uwagi. Żydzi, zgrzytając zębami, cierpliwie znosili prowokacje. Śmiechy i dowcipy pod ich adresem nie zdołały ich wyprowadzić z równowagi, nikt nie otwierał ust. Rzadko który odezwał się do najbliższego sąsiada. Ta męcząca cisza pasażerów żydowskich, głośne rozmowy chrześcijan oraz paniczny strach przed pojawieniem się Niemców kładły się wielkim ciężarem w naszych sercach. Jeszcze bardziej bolały żarciki, dochodzące ze strony chrześcijańskiej, np.: „Co może Żydków spotkać lada chwila?”
W Siedlcach czekaliśmy na drugi pociąg. O Siedlcach nasłuchaliśmy się nieciekawych historii, tak że wychodząc z pociągu uważaliśmy, czy aby ktoś nie chce na nas napaść. W pociągu, który miał nas zawieźć do Niemojki, było mniej tłoczno. Nie znaleźliśmy żadnego wagonu pasażerskiego, poczuliśmy się jednak bardziej swojsko, może dlatego, że nie czuliśmy już na sobie sarkastycznych spojrzeń polskich sąsiadów. Widzieliśmy wyłącznie Żydów-wędrowców. Szmuglerzy zachęcali do kupowania rondli, garnków; wisiały przy bagażu niektórych Żydów. Widocznie jazda przez Bug nie była dla Żydów taka straszna i jechano z garami, siekierami, środkami do czyszczenia garnków. Wysiedliśmy w Niemojce. Mieszkanie naszej przewodniczki znajdowało się zaraz przy dworcu. Ulokowaliśmy się w nim i nie wysunęliśmy głów przez półtora dnia, by nas nikt nie zauważył. Czekamy na chłopa, który ma nas przeprowadzić przez Bug.