Idziemy w kierunku Dywina12, daleko od traktu i kolei. Miasteczko w ogóle nie ucierpiało z powodu wojny. Żydzi przyjmująnas ładnie, zaopatrująw żywność i dają miejsce do spania: w szkole, na słomie. Radzą pozostać w miasteczku, na miejscu jest jeszcze polska władza i policyjne posterunki. Nagle spotyka nas nieprzyjemna niespodzianka. Komendant chcąc oczyścić to miejsce od dekowników i różnych dywersantów oraz dezerterów, zatrzymuje także nas i prowadzi do aresztu poza miasto. Wsadza nas do osobnej celi, w baraku spotykamy zatrzymanych Niemców. Jedzenia dostajemy więcej, niż potrzeba, oddajemy część z powrotem. Dopytujemy się, czego od nas chcą i dlaczego nas zamknęli. Nikt nie umie nam odpowiedzieć, wartownicy są także przybyszami i, szczerze mówiąc, nie wiedzą, co tu się dzieje. Rano dają chleb z kawą i puszczają nas wolno.
Maszerujemy dalej. Reszta machorki bardzo się przydaje. W drodze nawiązują się więzi solidarności między wędrowcami. Jedni drugim pomagają, jak tylko mogą. Pod wieczór wychodzi na to, że mamy iść przez las. Polacy radzą nam wracać, twierdząc, że w lesie grasują dywersanci i zabierają wszystko, co tylko człowiek posiada. Przez las idziemy straszliwie przestraszeni. Dostrzegamy zakrwawioną koszulę, z pewnością kogoś napadnięto. Nie docieramy do Ratna13, które jest położone 35 km od Dywina. Nocujemy u polskiego osadnika. Za paczkę machorki gotuje nam zupę z mięsem. Zasypiamy mocno na sianie. Rano docieramy do Ratna. Na szosie leżą zabite konie, połamane słupy telegraficzne, spalone auta. Dzień wcześniej na tej samej szosie było silne bombardowanie. Kilku mieszkańców miasteczka zostało zabitych. Postanawiamy w Ratnie pozostać ze dwa dni. Część naszych kolegów ma podarte buty, inni mają pęcherze na nogach. Gmina udostępnia nam izbę dla kobiet w chasydzkiej bóżnicy i tam nocujemy przez dwie noce.
Za dnia dowiadujemy się, że Armia Czerwona przekroczyła polską granicę. Na niebie pokazują się samoloty z pięcioramienną gwiazdą, zrzucają ulotki pisane po polsku. Informują polskich żołnierzy, że Armia Czerwona przekroczyła granicę i zajmuje kraj po to, by uwolnić naród od dziedziców i panów. Rząd polski uciekł do Rumunii. Na koniec zwracają się do polskich żołnierzy, żeby nie stawiali oporu. Ulotki były podpisane: dowódca frontu białoruskiego — komandarm II rangi — Kowalow14 i data 1939-17/9.
Miasteczko było jeszcze w polskich rękach. Przejeżdżają przez nie polskie jednostki, w pełnym uzbrojeniu i porządku, robi to dobre wrażenie. Oficerowie werbują do legionu, który się formuje w Rumunii. Tam kieruje się sztab i wyżsi oficerowie. Nie trwa to długo, pojawiają się oznaki chaosu i anarchii. Placówki policyjne żądają oddania broni, grożą rozstrzelaniem w razie nieposłuszeństwa. Pojawia się także fałszywy komunikat, że Rosjanie cofają się na swoją granicę na wezwanie polskich
12 Dywin — miasteczko w pow. kobryńskim.
13 Ratno — miasteczko w pow. kowelskim.
14 Kowalow — patrz: wprowadzenie do III. Białystok..., s. 33.