czyłam jakiegoś niemieckiego oficera, którego otaczały Żydówki, jedna przez drugą coś mówiąc do niego, czego —jak widać było z jego miny — nie rozumiał. Przepchnęłam się przez ten tłum i zwróciłam się po niemiecku do niego, prosząc
o zaprowadzenie mnie do mojego dawnego domu, bym mogła stamtąd zabrać rzeczy. Zgodził się. W ten sposób ocaliłam walizkę, resztę garderoby i bieliznę musiałam zostawić na miejscu. Po drodze oficer ów, Austriak z pochodzenia, powiedział mi, że przyszedł do getta szukać swojej byłej gospodyni Żydówki. Uszczęśliwiona wróciłam z powrotem. Do wieczora staraliśmy się gdzie ulokować, by chociaż noc przesiedzieć. Udało się nam wepchnąć do jednego z nielicznych
i odpieczętowanych pokojów. Nazajutrz, jak i w ciągu dni następnych pełno było ludzi na schodach i po bramach. W końcu odpieczętowano mieszkania. Przy akompaniamencie krzyków i wrzasków ludzie zajmowali lokale. Spaliśmy pokotem po 30 osób w izbie. Brud, smród, nędza i ubóstwo. We względnym spokoju przetrwaliśmy 2 tygodnie. W międzyczasie uformowała się gmina i policja żydowska. Tymczasem coraz częściej i uporczywiej mówiło się o przesiedleniu niepracujących do tak zwanego drugiego getta. Ponieważ nie chciałam się tam dostać, postarałam się o posadę w Gminie, gdzie z racji zajmowanego stanowiska miałam możność stykania się z wszelkimi przejawami życia żydowskiego.
Pewnego wieczoru przyszedł rozkaz władz, by w ciągu następnego dnia do godziny 9-ej wieczorem dostarczyć 2000 Żydów do bramy głównej. Zadanie to miała wykonać milicja żydowska. Deszcz lał. Ludzie nie chcieli wychodzić. Listy były co prawda imienne, ale łapano bez wyboru. Powiedziane było, że Żydzi ci mają iść do drugiego getta, ale, jak się okazało, poszli na Łukiszki, a stamtąd na stracenie. Już nazajutrz dowiedziano się o tym getcie. Ludzie ustosunkowali się wrogo do milicji, którą czynili odpowiedzialną za to, co się stało. Nazywano ich mordercami. Niedługo po tym przyszło dalsze rozporządzenie, wg[według] którego Gmina w czasie między 2-gą w południe a 7-mą wieczorem winna dostarczyć dalszych parę tysięcy Żydów do bramy. Na skutek pierwszego doświadczenia ludność nie chciała iść. Doszło do tego, że milicja żydowska nie mogła wywiązać się ze swego zadania w terminie, co spowodowało sprowadzenie kilkunastu pijanych Litwinów do getta. Była to noc św. Bartłomieja2. Pijani i rozwydrzeni wpadli Litwini i zaczęli sami działać. Bezplanowo. Jak popadło. Zabierali ludzi, którzy mieli zaświadczenia ochronne pracy, fachowców.
Siedziałam w biurze, skąd miałam możność obserwowania wszystkiego, co się działo na ulicy. Noc była cicha i jasna. Noc w Jom Kipur3. Opornych zmuszano do wychodzenia strzelaniem w powietrze. Na ulicy stali mężczyźni i kobiety, starcy i dzieci. Płacz i jęki dochodziły zewsząd. Akcja trwała do godziny trzeciej, kiedy Litwini wraz ze swoimi ofiarami opuścili miasto. Nie zapomnę tego uczucia, kiedy
2 Noc św. Bartłomieja — określenie upamiętniające rzeź francuskich hugonotów 23/24 sierpnia 1572 podczas paryskiego ślubu Henryka króla Nawarry z Małgorzatą de Valois.
3 1 października. Patrz: relacja 23 (Ringi, nr 487), przyp. 13, s. 441.