strona 616 z 991

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 616


nic nie widziałam, tylko poprzez mgłę przebijające światła Drohiczyna, odgłosy radia, okrzyki, ale nie mogłam się ruszyć.
Z wielkiej rozpaczy rzuciłam się na ziemię i zaczęłam płakać.
Powoli mgła zaczęła opadać. Byłam nad samym Bugiem.
Dwóm panom, którzy porzucili swój bagaż i razem ze mną zgubili się, oświadczyłam, że muszę wrócić do Lachowic, gdzie są [moje rze]czy, które nosił przewodnik i mój [kuzyn]. Pamiętałam nazwę wsi i nazwisko [przewodnika.
Poszliśmy z powrotem. Z daleka zobaczyłam kontury jakiejś chaty. Weszliśmy. [Brud,] smród i pchły. Na barłogu stara [babcia]. Młoda może jeszcze kobieta i cała gromada małych dzieci. Atmosfera tej chaty była tak nieprzyjemna, że zapomniało się o własnych przejściach. Mieszkańcy tej wsi też zajmowali się przemytem. W tym okresie ludzie chodzili tam i z powrotem przez granicę. Kościół był po tamtej stronie Bugu i na nabożeństwo chodziło się na drugą stronę. Rodziny rozdzielone rzeką nawzajem się odwiedzały. To wszystko sprzyjało przemytowi.
Poprosiłam moją gospodynię, by za opłatą, pamiętam złotych piętnastu, odszukała mego przewodnika Władka. Niedługo potem wróciła, oświadczając, że go nie znalazła. Podejrzewam, że go wcale nie szukała, że przesiedziała pewien czas na dworze i wróciła.
Około godziny 2ej do chaty weszło 2 panów. Byli to uchodźcy, mieszkający we wsi Góry. W nocy z 12 na 13 była tam obława, zabrano wszystkich uciekinierów, zrewidowano ich, zabrano kosztowności i puszczono. Opowiadano też, że już trzeci raz się przeprawiają. Z właścicielem chaty dobili targu i po dwóch godzinach poszli z nim i, według opowiadań chłopca, przedostali się na drugą stronę.
Ja jednakże postanowiłam nie iść bez worka i wrócić do Lachowic.
O świcie z jednym z dzieci mego gospodarza, z plecakiem i w towarzystwie dwóch swoich panów poszłam. Droga była nieprzyjemna. Pusto, zimno. Jedyne [a] to psy, których ujadanie [było] przeraźliwe. Ponieważ chaty były ogrodzone, a w każdej z nich był pies, który rzucał się na nas, musieliśmy [znaleziony]mi patykami opędzać się od nich.
Im bliżej Lachowic tym więcej spotykaliśmy chłopów i uciekinierów, którzy opowiadali straszne rzeczy o nocy, o rewizjach, że wszystkie rzeczy im zabrano. Przy pomocy jakiegoś życzliwego chłopa dostaliśmy się do Lachowic.
Dom mego przewodnika był na pagórku. Kiedy zbliżyłam się do chaty, naprzeciw mnie wyszedł Żyd z Mord, reb Pinkus, który załatwiał sam sprawę mego wyjazdu i który ujrzawszy mnie rzucił się ku mnie z wyrazami największej radości. Okazało się, że wszyscy poza moim przewodnikiem, który wciąż mnie szukał, myśleli, że albo utonęłam, albo zastrzelono mnie. Mój widok żywej sprawił taką radość, że staruszka, babka mojego przewodnika, zaczęła mnie całować jak matka dziecko. Starowinka okazała mi przez cały ten czas tyle serca, że chciałabym ją jeszcze kiedyś w życiu spotkać, by jej swoją wdzięczność wyrazić. Rzeczy moje zastałam na miejscu. Nakarmili nas, powie-



a. Brak wyrazu (zniszczony fragment tekstu).