o pozwolenie na przejazd bezpłatnym pociągiem do Lwowa, dokąd też dotarłyśmy bez przeszkód.
Wrażenia odebrane przeze mnie w pierwszych dniach pobytu na terenach zajętych przez ZSRR można wręcz określić jako coś niebywale pięknego. Przybyłam z kraju, gdzie dręczą nas w tak nieludzki sposób, z kraju ogłuszonego, oszołomionego świeżo doznaną klęską — i raptem dostaję się na gwarne, przepełnione roześmianymi i rozentuzjazmowanymi ludźmi ulice jakichś miast, ukwiecone, iluminowane i [pojobwieszane flagami (był wtedy akurat 7 i 8 listopada); słyszę głośne rozmowy, krzyki i nawoływania w 4 językach — polskim, żydowskim, ukraińskim i rosyjskim, co krok napotykamy czterojęzyczne napisy, na każdym rogu ogłuszają mnie głośniki, głośniki, głośniki... A wszystko to owiane duchem nieznanej dotąd swobody, która upaja, jak narkotyk... Oprócz tego — wówczas jeszcze ludność miejscowa przyjmowała uchodźców i ugaszczała, czym mogła...
Wrażenia te spotęgowały się jeszcze we Lwowie: kina, tramwaje, teatry, kawiarnie, ruch na ulicy, a nade wszystko głośniki, napełniające całe miasto ochrypłym jazgotem i wprawiające je w nastrój nerwowego podniecenia...
Stosunki narodowościowe na Ukrainie można lapidarnie określić jako „wzajemna a zaciekła nienawiść”. Ukraińcy nienawidzili Polaków i Żydów, Polacy — Ukraińców i Żydów, a ci odpłacali się pięknym za nadobne Polakom i Ukraińcom. By w tych miłych warunkach utrzymać pokój i ład, nie faworyzując, a jednocześnie nie krzywdząc nikogo, trzeba było ze strony władzy sowieckiej nie lada zdolności dyplomatycznych, które ta jednak okazywała w bardzo minimalnym stopniu.
Jeśli chodzi o Żydów — to ci odgrywali się na Polakach w sposób częstokroć bardzo ohydny; wyrażenie „To już nie są wasze czasy” bywało nie tylko zbyt często używane, ale przeważnie nadużywane. Pewnego razu sama byłam świadkiem, jak w przepełnionym wagonie kolejowym stojący Żyd zwrócił się do siedzącego Polaka z pretensją, że nie ustępuje mu miejsca. Gdy Polak odpowiedział, iż nie widzi powodu, dla którego miałby to uczynić, został obrzucony całą lawiną inwektyw i obelg, wśród których jak refren powtarzało się „Co pan myśli, że to są dawne czasy?”
Takie i temu podobne incydenty spotykało się na każdym kroku i sprawiły one, iż żądza zemsty zapiekła się Polakom w sercach, zwłaszcza, że nie mogli się zrewanżować nawet słowami — albowiem choćby za „niewinne” ty parszywy Żydzie groziło pięć lat więzienia „za szerzenie nienawiści narodowościowej”. Raz np. byłam ze znajomym Rosjaninem na wsi i jakiś przechodzący Polak mruknął, mijając nas, do swego towarzysza: „To są Żydzi”. Usłyszał to mój Rosjanin, zatrzymał owego Polaka, nawymyślał mu i miał poważny zamiar oddania go w ręce NKWD, i z trudem dał sobie wyjaśnić, że „Żyd” nie jest wcale po polsku powiedzeniem obraźliwym, lecz oznacza to samo co w rosyjskie „Jewrej”.
Tak na obszarach przyłączonych, jak i we właściwym ZSRR Żydzi pchali się do warstwy inteligencji, zajmowali wyższe i lepsze stanowiska. Jeśli zapytać się jakiegoś Rosjanina: „Co właściwie robią u was Żydzi?” — ten zastanawia się przez moment, po czym odpowiada, wszelako bez cienia nienawiści: „Hm, Żydzi? Są