Pracę otrzymywało się poprzez giełdę, mieszczącą się przy różnych urzędach. Na początku łatwo można było posadę otrzymać. Później było trudniej, ponieważ zależne to było od prawomyślności i pochodzenia, a czasami od przypadku. Płacono na podstawie stawek i etatów. Kierownik otrzymywał 1000 rubli, zastępca dyrektora, zależnie od przemysłu 750 do 900 rb [rubli], buchalter 300 do 500 rb, statystyk 450 do 500 rubli."Najniższą pensję otrzymywała sekretarka-maszynistka, bo od 220 do 300 rb. Za nadzór nad biurem — zarządzający sprawami biurowymi 400 rb.
10 stycznia [1940] zaczęłam pracować, a 5 lutego mąż mój zachorował. Wrzód przy odbytnicy. Rezultat i skutek fatalnych warunków mieszkaniowych. Składając podanie o pracę wypełniłam ankietę: stan socjalny, pochodzenie, przynależność do partii i czy mam krewnych za granicą. Awanse były niezależne od prośby zainteresowanego urzędnika. Nominacja następowała z góry i publicznie ją obwieszczano, tak samo jeśli chodzi o redukcję.
Kiedy mąż mój zachorował, natychmiast umieściłam go w szpitalu, bo nasze warunki mieszkaniowe były straszne. Woda ciekła ze ścian. Ja musiałam do pracy chodzić. Za samowolne opuszczenie pracy groziło wyrzucenie z posady, a nawet więzienie. Zaświadczenie chorobowe otrzymywało się jedynie na 3 dni od lekarza. Potem można było na dalsze 3 dni i tak aż do wyzdrowienia. Za czas choroby członkowie związków zawodowych otrzymywali 50% pensji, a nie-członkowie 25%.
Z 400 rb pensji strącano mi na świadczenia 25 rb. Niezależnie od tego musieliśmy wykupić pożyczkę państwową za sumę odpowiadającą pensji miesięcznej, potrącanej każdorazowo z rat otrzymywanych 2 razy w miesiącu. Stosunki w biurze były idealne.
Na leczenie mego męża sprzedałam mój zegarek za 1000 rb. Drożyzna była wtedy szalona. Nie było już prawie sklepów prywatnych, a jeszcze nie zorganizowano państwowych. Masła za oficjalną cenę rubli 12 chłopi nie chcieli sprzedawać. Musiałam chodzić na jakieś boczne uliczki, by je dostać za 60 rb. Na targi nic nie dowożono.
Na samym początku można było wszystko otrzymać. Potem władze sowieckie zaczęły likwidować małe sklepiki, łącząc je w jedno duże przedsiębiorstwo, jak „Gastronom” na przykład, który miał parę działów: rybny, nabiał, cukierki, czekolada i inne według oficjalnych cen. Każdy mógł wszystko otrzymać, jeśli tylko pensja pozwalała. Żebraniny w ogóle nie było.
Umieszczenie męża mojego w szpitalu było bardzo utrudnione, ponieważ szpitale były przepełnione przemarzniętymi bieżeńcami. Dyżurujący lekarz oświadczył, że w szpitalu Czerwonego Krzyża jest miejsce, ale na podłodze. Przypadkowo znalazło się łóżko. Na drugi dzień operowano męża i gorączka opadła, by po paru dniach podnieść się na nowo.
Następnego dnia opuściłam swoje dotychczasowe mieszkanie i zamieszkałam u koleżanki swojej Tani, prawosławnej. Odstąpiła mi łóżko na poddaszu swego domu, sama zaś odtąd spała z siostrą. Rodzina jej odnosiła się do mnie bardzo ser-