Początek 1942, Warszawa. Relacja niezidentyfikowanego uchodźcy, dotycząca położenia ludności żydowskiej pod okupacją sowiecką i w pierwszych tygodniach okupacji niemieckiej w Kowlu i Lwowie1
Z tamtej strony
(przekazane przez tułaczy)
St.Aau. ma wszystkiego 20 lat. Jest synem nauczyciela (jego ojciec i matka byli nauczycielami w szkołach państwowych). Wychowany w obywatelskiej atmosferze. W 1938 roku powinien skończyć państwowe liceum, ale został wyrzucony przez radę pedagogiczną z powodu kłótni z nauczycielką niemieckiego. Powodem konfliktu była odmowa śpiewania nauczanej właśnie pieśni Horst-Wessel-Lied. W marcu 1939 roku zgłosił się na egzamin eksternistyczny i otrzymał maturę.
6 września 1939 roku wyszedł z Warszawy z grupą znajornych i krewnych, wśród których znalazł się również uniwersytecki kolega jego szwagra — Ukrainiec. To on skierował grupę w kierunku Kowla, w tamtych okolicach znajdował się jego dom. Grupa szła utartym szlakiem: Warszawa-Mińsk Mazowiecki-Kałuszyn-Siedlce-Międzyrzec-Biała. Do Brześcia jednak nie doszli, gdyż drogę już kontrolowało niemieckie wojsko. Skręcili więc na południe i doszli do Kowla. W Kowlu dowiedzieli się o wkroczeniu Rosjan. Nie potrafiąc ocenić powstałej sytuacji, zdecydowali się pójść do sąsiedniej wsi, do domu wspomnianego kolegi szwagra. Po wkroczeniu Rosjan do Kowla St.Aau. przeniósł się do miasta. W Kowlu najwyższe pozycje zajmowali ludzie z Warszawy, znajomy L. decydował w miejskich związkach zawodowych (Profsojuz) o przydzielaniu pracy. Pierwszą pracę, którą St.Aau. wówczas otrzymał, była posada pisarza i jednocześnie informatora w miejskim biurze pośrednictwa pracy. Kiedy okazało się, że nie odpowiada mu ona, został kierownikiem stołówki oficerskiej. Dzięki temu miał kontakty z wojskowymi. Dowiedział się od nich, że Rosjanie do Warszawy nie pójdą. Postanowił więc wrócić do Warszawy, by uporządkować swoje prywatne i rodzinne sprawy. Bez przewodnika pojechał przez Białystok do Małkini. Niemiecka straż graniczna bez kłopotów wszystkich przepuściła. Pytali, czy nie ma w grupie Żydów, a gdy otrzymali odpowiedź negatywną, nie robili żadnych trudności. W Warszawie ożenił się i razem ze swoją młodą żoną i starszą siostrą z małym dzieckiem wyruszył ponownie w drogę — przez Małkinię (koniec października).
Droga do Małkini nie była ciężka. W pociągu nie mieli trudności. Na kilku stacjach Niemcy krzyczeli: „Juden raus!”2, ale nikt nie ruszył się z miejsca. Od czasu do czasu wyciągano Żyda i rozstrzeliwano. W Małkini Niemcy chętnie przepuszczali przez gra-
1 Dołączona adnotacja H. Wassera w jęz. poi.: „Życie uchodźców żydowskich z Zachodniej Białorusi i Ukrainy 1939-1941. Dwa wywiady przeprowadzone przez rabina Szymona Huberbanda”.
2 "Juden raus!” (niem.) — Żydzi, precz!