podwórzach i schodach, i dobrze zarabiano. A robotnicy patrzyli i wściekali się, bo nie mogli płacić, jak spekulanci, najwyższych cen za artykuły pierwszej potrzeby. Sklepikarze brali takie ceny, jakie tylko chcieli. Panował taki chaos i bezhołowie, że nikt im nie przeszkadzał w braniu łapówek i spekulacji. Po nowym roku sprzedaż artykułów pierwszej potrzeby trochę uregulowano. Nie wydawano nowych pozwoleń na otwarcie sklepów, za to każdego dnia powstawały kooperatywy, gdzie ceny w porównaniu z rynkiem były o 75% niższe, ale trzeba było wystawać w kolejkach, także po chleb. Ja przez 5 dni nie jadłem chleba, gdyż trochę pracowałem i nie mogłem stać w kolejkach, więc jadłem tylko raz dziennie (dziś nie jest to już nic nadzwyczajnego) obiad. Masy uciekinierów zajmowały się staniem w kolejkach w spółdzielniach i żyły ze sprzedaży na rynku po wyższych cenach kupionych tam produktów, nie można tego jednak nazwać spekulacją, gdyż nie było dużo towaru, a zarobek ledwie wystarczył na przeżycie dnia.
W drugiej połowie stycznia otwarto już kooperatywy na wszystkich krańcach miasta, łatwiej, nawet dwa razy dziennie, można było kupić chleb. Kilo razowego chleba kosztował 85 kopiejek, był też chleb za rubla i 70 kopiejek. Białego chleba w kooperatywach nie sprzedawano. Ale na razie końca chaosu nie było widać. Mięso, tłuszcz osiągały dziesiątki rubli, mydło — 80 rubli, kilo cukru — 25 rubli, cukierki — 30 rubli, kiełbasa — 30 rubli. Podniesiono ceny po ukazaniu się w prasie informacji, że od dziś przestaje się przyjmować polską walutę. Z tego powodu ludzie, którzy mieli jedynie polskie pieniądze, nie mogli sobie nic kupić i musieli głodować. Nie podano terminu wymiany polskich pieniędzy na sowieckie, tylko tego samego dnia zarządzono, że papierowe banknoty nie mają wartości6. Brakowało drobnych pieniędzy, więc sprzedawcy za wszystkie rzeczy, które kosztowały grosze, brali rubla. Mieszkańcy byli zirytowani na władzę za to, że nie podano terminu wymiany polskich pieniędzy, tylko wszystkich zaskoczono. Robotnicy, którzy w sobotę dostali wypłatę w polskiej walucie, w niedzielę już nic nie mogli kupić za te pieniądze. Osoby, które miały dużo polskich pieniędzy, zaczęły uciekać z powrotem do domów. Z tego też powodu zaczął się handel polskimi pieniędzmi. Początkowo za 100 zł płacono 12 rubli, a potem, kiedy zwiększyła się emigracja, złoty tak wzrósł, że za 150 zł płacono 112 rubli. Trwało to do momentu, kiedy Niemcy wymienili papierowe asygnaty „banku polskiego” na banknoty „banku emisyjnego”. Do tego czasu ludzie zarobili na wymianie złotego setki tysięcy rubli, więcej niż na wymianie dolarów czy funtów. Wszyscy patrzyli bez przekonania na sowiecką walutę, jak również na „czerwońca”7. Czyż nie mogą się powtórzyć te same sztuczki? Ludzie przybywający z Rosji na posady opowiadają, że kiedy sowieckiej władzy zachciało się wymienić określone serie czerwońców, zrobiła to w ten sam sposób, jak wymianę złotego, i dlatego nikt nie ma zaufania do rosyjskich pieniędzy.
6 Zakaz obowiązywał od 21 grudnia 1939.
7 Czerwoniec — obiegowa nazwa banknotu dziesięciorublowego, czasem także złotej monety rublowej (sprzed rewolucji).