Część II. Dzienniki z getta warszawskiego [2] 223 do mieszkańców punktów dla uchodźców. Ale również w tych przypadkach można sobie radzić przy pomocy pieniędzy. Łapówkarstwo kwietnie dalej, „szafa gra”41.
Głód to drugie wstrząsające zjawisko dzisiejszych czasów. Z domu przy Muranowskiej jednego dnia wyniesiono 6 zmarłych z głodu. Na każdym kroku widzi się umierających z głodu. Byłem świadkiem okropnego zdarzenia. Na Nowolipkach stała kobieta, która cały czas mdlała, jej twarz wyglądała strasznie. Nic nie trzeba było mówić, bo każdy widział, że ta kobieta umiera z głodu. Podtrzymywało ją 2 dzieci, które krzyczały: „Mama! Mama!”. Odejmowały sobie od ust [jedzenie], pocieszały i patrzyły błagającym wzrokiem na otaczających je ludzi. Ale nikt się nie obejrzał, każdy szedł swoją drogą, jak gdyby na ulicy nic się nie działo. Na ulicach leżą zmarli i nikt ich nawet nie zauważa, nikt się nie zatrzymuje. Sprawa stała się jasna. Dzisiaj on, jutro ja. [29] Ulica Karmelicka robi wstrząsające wrażenie. Na każdym kroku cukiernie z witrynami pełnymi ciast i ciasteczek. Pod witrynami leżą nieprzytomni ludzie, prawie nieżywi, a nawet już umarli. Wydaje się, że ciasta śmieją się z biedy na ulicy.
Odrębnym problemem jest wyrywanie paczek z jedzeniem. Wyrywają je prosto z rąk i zaraz zjadają. Niestety, stało się to już zawodem. Są tacy, którzy cały czas wyrywają paczki. Z drugiej strony łapią jedzenie ze straganów i koszyków z jedzeniem. Przy koszykach stoją biedne kobiety i handlują. Bułka, którą ktoś wyrywa, być może stanowi zysk całego dnia handlowania. Witryny cukierni i piekarni pozostają nienaruszone.
Śmiertelność w Warszawie jest bardzo wysoka. Widziałem też zmarłych niesionych na noszach. Nie wystarczają już wózki. Mówi się o dwustu zmarłych dziennie. Warszawa wymiera.
Ostatnio ucieka się z Warszawy. Ludzie idą, gdzie ich oczy poniosą, byle wydostać się z Warszawy. Wszyscy mają nadzieję, że na prowincji życie jest lżejsze i nie będzie tak trudno sobie poradzić. Wyjeżdżają starzy i młodzi, nawet dzieci. Rodzice wysyłają dzieci w świat prawie bez grosza. Ojciec wysłał z Warszawy swojego 12-letniego syna. Doszedł z nim do granicy i czekał, [31] aż przejdzie [na drugą stronę]. Na pytanie, jak ojciec może wysłać swoje jedyne dziecko w taki sposób w drogę, odpowiedział: „Nie mogę patrzeć, jak moje dziecko umiera z głodu. Jeżeli pisana mu jest śmierć, niech to nie stanie się na moich oczach. Jeżeli moje dziecko wyjedzie z Warszawy, mam jeszcze nadzieję, że może uda mu się pozostać przy życiu. W Warszawie nie ma nadziei”. Ludzie prawie nic ze sobą nie biorą, zakładając, że w pierwszym mieście otrzymają pomoc. Większa część wyrusza z przepustkami. Ale również w tym przypadku nie pokazuje się przepustki przy granicy getta, trzeba dać pieniądze, aby przejść. Przy pokazywaniu przepustki zdarzyło się już wiele razy, że wacha rozdzierała aa[…]aa zapłacić.
5 V [19]41 [r.]
ARG I 462/11 (Ring. I/1040)
Opis: oryg. lub odpis (2 egz.), rkps (MS*), ołówek, j. żyd., 147×207 mm, drobne uszkodzenia i ubytki tekstu, k. 8, s. 8.
Na marginesach znak (atrament): „–”. Druk: BFG 1955, t. 8, nr 3–4, s. 106–145.
Edycja na podstawie obu egz. (1 egz. k. 4, s. 4), k. 8, s. 8.