RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Dzienniki z getta warszawskiego

strona 271 z 476

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 271


Część II. Dzienniki z getta warszawskiego [9] 257

Nie mogę się powstrzymać, by nie wybuchnąć przekleństwami i cisnącym się na usta złorzeczeniem: nieszczęsny idiota! Czyż tysiące bezdomnych i uchodźców nie dostają zup? Dlaczego więc umierają codziennie setkami? A co się stało z Kupermanem187? To był przecież młody chłopak. Co się stało z tow. Gejerem188? Z dziesiątką innych naszych kolegów? A ty sam – czy nie bywasz często opuchnięty, [nie dostajesz] tego pierwszego pozdrowienia od śmierci głodowej? Dlaczego twoja żona często mdleje? Nie widzisz, jak wyglądają twoje dzieci? Czyż nie dostajesz tego samego wsparcia co Chmielnicki, a mimo to zmuszony jesteś uciekać się do wyprzedawania swojej nędznej garderoby? Jak długo to wytrzymasz? Kolega Chmielnicki tyle lat przeżył ze swoją żoną, która [2] mu urodziła i wychowała dzieci, doczekał też wnuków. Czasem sam, a często razem z żoną i dziećmi, cierpiał i chorował, ciężko harował na kawałek chleba, uczciwie, w najcięższych warunkach – jako pracownik spedycyjny – pilnował powierzonego mu dobytku [innych] gospodarzy czy w stowarzyszeniu – jako członek zarządu głównego albo w partii – jako członek komitetu warszawskiego, niezmiennie cichy, spokojny, szlachetny, rozsądny i pracowity. Służył wiernie i oddanie przez niemal trzydzieści lat, zawsze jako człowiek niesłychanie porządny i szlachetny, a tu nagle nadeszły ciemne czasy kanibalizmu. Najpierw uczyniono z Chmielnickiego złodzieja i oszusta, a po jego śmierci chcą obrzucić błotem pozostałości jego domu [rodzinnego], z żony zrobiono wariatkę, z dzieci zaś ojcobójców.

Dlaczego to robicie? Czy nie dręczy was sumienie? Cóż za podłość z waszej strony, ze strony tych, którzy mienią się [jego] przyjaciółmi! Nawet gdyby wszystko, co wygadujecie, było prawdą, powinniście milczeć, zagryźć wargi aż do krwi, niechby wam nawet serce miało eksplodować, i milczeć! Kto, jeśli nie wy, powinien zdawać sobie sprawę, że tylko głód doprowadza do tego, że ojciec wścieka się na syna i odwrotnie. Zwłaszcza że dobrze wiecie, iż nawet silny i potężny Chmielnicki, który niegdyś był w stanie mury przenosić, nie wytrzymałby na wodnistych zupkach ani na tych paru zdewaluowanych, rozdawanych od święta banknotach, za które można kupić zaledwie parę kilo ziemniaków!

[3] Być może opowieść ta ma służyć pozbyciu się jego żony i dzieci, żeby nie trzeba było przydzielać jej zapomogi, należnej nawet po śmierci [męża]. Jakaż byłaby to nikczemność z waszej strony, koledzy!

2 czerwca [19]41 [r.]

Na cmentarzu. Bardzo ładny, świąteczny dzień (Szawuot), jednak ludzi bardzo mało, mniej niż przed wojną w takim dniu. Czyżby ludzie przestali umierać? Jeden z członków chewra kadisza, witając się, zaraz wyprowadza mnie z mojej umyślnej, z gruntu fałszywej pomyłki: „Tak jest codziennie. Liczba zmarłych chowanych każdego dnia znacznie przewyższa liczbę tych, którzy przychodzą im towarzyszyć i oddać ostatnią posługę. Nawet rodowici warszawiacy nie mają dużych pogrzebów. Ludzie przyzwyczaili się także do śmierci! Rzadko zdarza się, by spośród żałobników zebrał się minjan do odmówienia kadiszu. Oby tylko znalazł się ktoś, kto zapewni nam pogrzeb na