RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Dzienniki z getta warszawskiego

strona 272 z 476

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 272


258 Część II. Dzienniki z getta warszawskiego [9]

żydowskim cmentarzu” – dodaje z gorzki uśmiechem. „Ilu zmarłych dzisiaj?” – pytam. „Prawie dwustu, może ich pan zobaczyć tam, w szopie”.

Zjawia się kol. Benjamin Zaw189. Kiwa głową zamiast powitania i wykrztusza z siebie: „Dziwna rzecz, pogrzeb kolegi, jak dojdziemy do pięćdziesięciu, będzie już swojsko”.

– Zamknij tę głupią japę, durniu! Nie mam cierpliwości ani sił do twoich wyświechtanych i ohydnych dowcipów – wystrzeliłem z wściekłością, lecz natychmiast tego pożałowałem. Przecież Benjamin, biedaczek, w pierwszej kolejności ma na myśli siebie! Przyglądam się jego osobie: obdarty, obszarpany, brudny i zapuszczony znacznie bardziej niż zwykle, na nogach zamiast butów [rozłażące się] szmaty. Wydaje się, jakby cały się przykurczył. [4] Oczy całkiem mu się zapadły.

– Nogi mi spuchły – mówi sam do siebie, jakby czytał mi w myślach – sznurowadła się nie zawiązują. Mój syn handluje na ulicy cukierkami, oddałem mu więc buty, które dostałem z Jointu. Mówię panu, tylko on jeden zarabia jeszcze kilka złotych na kilo ziemniaków czy brukwi. Na święta nie miałem ani kawałka chleba. W domu nie zostało już nic na sprzedaż. Żyję z zupy i kolacji, które dostaję w kuchni. Moja żona i córka chodzą do rodziny na poczęstunek, choć nie zawsze się to udaje. Pościmy całymi dniami. Zapomoga z partii i paczka żywnościowa utrzymują nas jeszcze przy życiu, ale jak długo damy radę to wytrzymać? Nie wiecie, ile to jeszcze może potrwać? Jak tam Rosjanie? Mówi się, że w ten piątek rozpocznie się marsz na Rosję190, że Ameryka przystąpiła już do wojny. Jeśli nie – dodaje sekundę później – wszyscy jesteśmy straceni!

Mówi to z takim przekonaniem, iż nawet nie próbuję z nim dyskutować, podziwiam jego wylewność, z której nigdy nie był znany.

Pochówek Chmielnickiego przeciąga się. Dołącza [do nas] stary kolega Kohn191, idę z nim do szopy, w której leżą trupy.

Przy szopie duży ruch, ciągle przychodzą z miasta transporty. Trupy przywożone są na rozmaitych wózkach ręcznych, na [5]192wózkach rowerowych, które przemalowano i dopasowano do potrzeb dzisiejszej „rozkwitającej gałęzi gospodarki”. Wózki te prowadzi jeden lub dwóch rowerzystów, w ruch idą także stare wózki gminne oraz wydobyte skądś tzw. polskie karawany. Krzyż znika z ich boków, a pojawia się wymalowana gwiazda Dawida. Każdy wóz przywozi od czterech do dziesięciu trupów złożonych w wąskich skrzyniach, upakowanych i poustawianych jak towary. Największe „dostawy” przychodzą z punktów dla uchodźców. Kolejne miejsce zajmuje szpital żydowski193i jego różne filie, także z ulic zabiera się rozmaite nieznane osoby, bywa,