RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Dzienniki z getta warszawskiego

strona 285 z 476

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 285


(14/15.02 – 9.05.1942 r.).

Część II. Dzienniki z getta warszawskiego [12] 271

12.

02–05.1942, Warszawa-getto. NN. [Margalit (Emilia) Landau], Dziennik i notatki

[1] 14–15 II 1942 r., 12 w nocy

Dobrze, że się nazywają… pamiętnikami. Wygodnie jest myśleć, że się nie waha, nie tęskni, nie dąży wzwyż i wstecz się nie cofa, że to tylko się pamięta… Piszesz i rozpamiętujesz?! Nie, ja siebie lub was oszukać muszę albo dotrę [do] sedna, co ze mną i z wami się dzieje. Wypiszę sobie na kratkowanym, matematycznym papierze, żeby mi się to ułożyło raz na zawsze w mózgu, we wzór, twierdzenie, pewnik o prostej czy też krzywej mego życia. Że te dzieje się działy, to wiem, możemy założyć: zeznania rzeczywiste. Wiem – słyszysz?! Bo w ciągu roku zaczaiło się to we mnie, rozszarpało, a później samej siebie kawałeczki rozłupane zbierać na publicznym rynku zmusiło, a teraz to każe mi zlepić je tu literami, myślami w jakąś taką225całość, w nową Margalit (Emilię – ?)226, urągającą szczątkom przeszłości czy też pechom przyszłości, tego jeszcze wiedzieć nie mogę. Okaże się na końcu.

Leżą obok mnie. Nieszczęśliwi. Nie, właściwie nie o tym myślę, bo musiałabym zgnębić samą siebie, tę przeklętą chorobę umysłową, jej, mojej matki i babki mojej, i może długiego łańcucha pra-prów co mnie, mnie właśnie niszczenie krwi przyniosły. Musiałabym współczuwać z sobą, co porażki zamiarów w nieudolności ponoszę, co jego polot i jego płytkość, jego, ojca227mego, w fatum mego życia rozwijam.

A może degeneracja światka z mego dzieciństwa obrzydza mi każde piękno i pięknu każdemu mnie nieznośną czyni?…

Oni wszyscy już wtedy byli półżywi, snujące się cienie wspomnień i nadziei. Nasiąkłam tą dzikością, ich upadkiem. Wiem, dlaczego moje wyrafinowane mieszczańskie ciotki i wujkowie, bracia i siostry wyrodnego mego tatusia (gdy o nich myślę, to muszę stkliwić ojciec w tatuś, z którym raz dzielę braterstwo antypatii) instynktownie nie tolerują nas, nie mogą ścierpieć tej degeneracji życia pożądliwej, tak jaskrawej wobec cdosytu228ich codziennego konania.