RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Dzienniki z getta warszawskiego

strona 286 z 476

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 286


272 Część II. Dzienniki z getta warszawskiego [12]

Mnie wszyscy kontenci nie chcą tolerować, a wszyscy cierpiący nie znoszą zgryźliwą zazdrością.

Pewni i spokojni w tym życiu doczesnym węszą u mnie zacięcie burzyciela, a może tylko plagę wichrzyciela. Ale czemu ty, Ruth229, i inni, których nie umiem pielęgnować, ale z którymi zbratać się pragnę, śledzicie nieufnie spode łba akrobatykę moich lat…?

I znów myślę o nim230, a on, co on ścierpieć we mnie nie może, a co ciągnie go ku mnie. Ja kocham w nim to dziwne nasienie jego wnętrza, co ku radości dziecinnemu cieszeniu się pnie swą łodygę, aż wiatr nie rozkołysze już w dręczącej rozterce, co nie dawali mu nigdy na radość większą niż pierwsza uciecha skorego do śmiechu dziecka. Czy on mój zapał, gorączkę czynu czy zaciętość rozpaczy, napór nieszczęścia przybliżył sobie i polubił we mnie…? Nie, to ja tylko snuję chorą wyobraźnią, on jest na drugim biegunie życia, a ja co noc zbieram kawałki rozłupanej siebie…

No, znów nic jeszcze nie odnalazłam. Ale jestem chociaż na razie b[…]b.

16 II 1942 r., 9 rano

Rozpaliło się we mnie, już znów chcę pisać. Pierwszy raz wiernie oddaję wątek mych myśli. Pociąga mnie to, jak ustawiczne odkrywanie i wykrywanie, jak emocja ryzykantki, co nieprzygotowana staje do egzaminu. Czy pokażę to komuś? Mnie na pewno da to stokroć więcej niż komukolwiek, nikt nie będzie przemyśliwał, jeno odczyta. Jeśli znajomy, doszukiwać się będzie prawdopodobieństwa faktów, jeśli obcy, to oceniać będzie styl i fantazję. A one? One przyjęłyby to, spodobałoby się im nawet, ale nie uwierzyłyby mi, nie dostrzegłyby tu mnie, „mnie” powszedniej, co żyje na wzór i podobieństwo każdej z nich. Zadałyby niedorzeczne pytania, a ja eksplikowałabym z namaszczeniem jak ksiądz proboszcz łaciną swoich nabożników. Może im zresztą pokażę. Nie czuję jeszcze potrzeby.

Jemu nie pokażę. O, on za bardzo życiem żyje, by to rozpamiętywać, najwyżej wyłuszczy ziarno moich ambicji lub zarodnie mojej choroby. A na tym mi przecież nie może zależeć.

Może w tym stosunku do niego przejawia się przede wszystkim pogarda dla siebie. Myślę właściwie: on jest wyższy ponad to. Psiakrew! Albo ja już mam rację, albo ją znajdę teraz i ogłoszę naprzeciw całemu światu, choćbyście ze śmiechu mieli boki zrywać lub z nudów dla rozrywki wyciągali stąd „tłuste kawałki”. Właściwie więcej pochłania mnie sam fakt pisania, natychmiastowego oddawania moich uczuć niż analiza tych frapujących zjawisk. Za bardzo żyję teraźniejszością, impulsem pragnienia, by skupić się nawet w sobie. On to kiedyś nazwał oschłością, nie, to jest raczej przystosowywanie się do mijającego czasu, wyrastanie z[e] starych sukienek; jak kiedyś złośliwie powiedział ktoś przestający mnie lubić. A może chcę się nieco oczyścić, schludnie ubrać przed tymi, com im winna kochanie? Leżę w łóżku. Mogę znowu zaniedbać moje dni,