350 Część II. Dzienniki z getta warszawskiego [14]
jest zły tak po prostu. Szklar walczy o coś z cichym uporem i zawziętością. Szklar wyróżniał się czystym, europejskim, niemalże eleganckim strojem i starannie uczesanymi, czarnymi jak sadza włosami od innych brodatych albo na wpół oświeconych kolegów ze starszego pokolenia lub skrajnie nadętych młodych zecerów. Szklar łączył postawę dobrego właściciela-zarządcy i odpowiedzialność sumiennego robotnika. Potem dowiedziałem się, że Szklar nie jest członkiem kooperatywy wydawnictwa. Nie został nim celowo, aby podkreślić swoje negatywne nastawienie do spleśniałej, zdezorganizowanej kooperatywy. [5] W późniejszych latach, już jako doświadczony współpracownik redakcji, jako redaktor techniczny, miałem okazję ponownie przekonać się, że Szklar, dyżurny kontroler w zecerni, jest całkiem inny niż pozostali koledzy. Dla niego słowo znaczyło słowo. Kiedy potrzebowałem jeszcze jednego zecera, szlifierza czy metrampaża545, u niego zawsze mogłem to załatwić. U innych nie.
Ostatnio, w czasie wojny, znowu się spotkaliśmy. Tym razem przy innej pracy, w Wydziale Kuchen Ludowych546. Szklar zajmował stanowisko kierownika kuchni ludowej przy Orlej 2, która służyła za przykład pod każdym względem. Szklar był w tej kuchni surowym zarządcą w stosunku do zatrudnionych oraz korzystających z pomocy, ale jednocześnie zawsze twierdził, że zupy mają być dobre, jednocześnie każdego dnia walczył w Wydziale Kuchen o swoich pracowników, o lepsze uposażenia, o lepsze warunki pracy, o dobre traktowanie i ochronę ich zdrowia. Szklar miał jeszcze niezłe stanowisko w kuchniach szopowych. Materialnie był zatem stosunkowo dobrze sytuowany. Koledzy mu zazdrościli, mimo że nigdy nikomu nie odmówił posiłku. Kiedy jednak jego kolega, który przez wiele lat pracował razem z nim w „Momencie”, tłumaczył się przed nim ze swojej ciężkiej sytuacji materialnej, zimno mu odpowiedział, że nikt nie wie, do kogo będzie należeć jutrzejszy dzień…
Powyższe słowa wypowiedział w czwartek 16 kwietnia. Następnego dnia wieczorem został aresztowany, razem z kilkudziesięcioma innymi Żydami, których potem jak psy zastrzelono na ulicy. Szklara też uznano za zabitego, ale jego ciała nie znaleziono. Później rodzina dowiedziała się, że znajduje się na Pawiaku. Promyk nadziei wstąpił w serca jego bliskich. Może jeszcze wyjdzie z tego żywy – myśleli. Wczoraj wieczorem, o godzinie 11, lokatorzy kamienicy na rogu Nowolipek i Smoczej usłyszeli strzał. W bramie przy Nowolipkach 54 z rąk morderców zginął Mojżesz Szklar.
Dlaczego? Za jakie grzechy? Tego dokładnie nikt nie wie. Przed wojną Szklar był bundowskim działaczem Związku Zawodowego Drukarzy. W ostatnim czasie prawdopodobnie nie zajmował się „głupstwami”. Dlaczego ponad 3 tygodnie trzymano go na Pawiaku – również nie wiadomo. Podejrzewano, że go torturowali, że chcieli coś z niego wydobyć. Ale nie znali silnego charakteru i uporu Mojżesza Szklara. Jeżeli coś wiedział – z pewnością zabrał to ze sobą do grobu.
xxx
Roman Fas w ogóle nie był znany żydowskiej ulicy, ponieważ do niej nie należał. Po raz pierwszy spotkałem go w roku 1928 na… meczu piłki nożnej. Ja grałem