Część II. Dzienniki z getta warszawskiego [14] 351
jako środkowy pomocnik żydowskiego klubu sportowego „Hagibor”547, on jako środkowy napastnik wojskowej drużyny przy baonie sanitarnym Powązki. Mieliśmy ze sobą twardy orzech do zgryzienia. [Fas] był ode mnie wyższy, potężniejszy i o 10 lat starszy. Ja jednak byłem bardziej młodzieńczy i zawzięty. W porównaniu ze swoimi kolegami walczył fair i nie zrobił mi krzywdy. Po meczu zauważyłem jednak, że miałem do czynienia z… sierżantem. Minęło kilka lat. Ja jeszcze biegałem po boiskach, on również, ale już nie jako gracz, tylko jako sędzia, z gwizdkiem w ustach. Sierżant Fas uchodził za dobrego, spokojnego [6] i obiektywnego arbitra. Byłem kapitanem swojej drużyny, więc często się widywaliśmy i powstała między nami formalna, luźna znajomość.
Znowu minęło kilka lat. Wyrosłem już z „młodzieńczych głupstw”. Byłem już dziennikarzem sportowym z sukcesami. Fas przez ten czas został jednym z najznakomitszych sędziów piłkarskich w Polsce. Ale z sierżanta stał się jedynie… konduktorem tramwajowym. Osoba Fasa zaczęła mnie intrygować. Ze względu na jego powściągliwość i skromność wyglądał na Żyda, ale z powodu jego przeszłości i pozycji społecznej wydawało się to trudne do uwierzenia. Fas zajmował odpowiedzialne stanowisko w Kolegium Sędziów, Fas był sierżantem, Fas wreszcie pracował jako konduktor tramwajowy – wszystko to nie istniało dla Żydów. Z czasem dowiedziałem się, że Fas rzeczywiście jest Żydem, wywodzi się z zachodniej Galicji, był legionistą i w ogóle ma wielkie przywileje w wyższych sferach. Mimo to nie mogłem pogodzić się z myślą, iż Fas jest Żydem. Przypuszczałem, że to przechrzta.
Spotykaliśmy się często – w środku tygodnia w wagonie tramwajowym, a w soboty i niedziele na boiskach sportowych. Nasza przyjacielska znajomość przetrwała, ale nigdy nie rozmawiałem z nim na temat narodowości. Wyczuwałem, że jest z tego zadowolony.
Wiosna 1940 [r.] Z kołaczącym sercem jeżdżę tramwajem na Pragę, gdzie pracuję w punkcie Jointu przy rozdzielaniu suchego prowiantu. Każdego ranka łapią na roboty, nawet z tramwajów wyciągają ludzi. Ja jednak mam szczęście. Pewnego pięknego dnia widzę, że w tramwaju konduktorem jest Fas. Patrzy na mnie z uśmiechem, zaczynamy rozmawiać o sporcie, o różnych sprawach świata, tylko nie o jego pochodzeniu. Dla mnie to oczywiste, że Fas nie jest żadnym Żydem, w przeciwnym razie nie byłby konduktorem u Niemców.
Wiosna 1941 [r.] Łodzianie Kohn i Heller wypuszczają w zamkniętym getcie żydowskim omnibusy konne. Na rogu ulic Ogrodowej i Żelaznej, gdzie stoją omnibusy, zauważam Fasa z żydowską opaską, jest konduktorem. Uśmiechamy się do siebie jak zwykle, ale jak zawsze nie rozmawiam z nim na temat Żydów. A zatem Fas jednak jest Żydem. Jako konduktora w omnibusach widuję go dość często. Pozdrawiamy się z uśmiechem i nic więcej.
Dziś rano w bramie przy Zamenhofa 19 znaleziono ciało zastrzelonego Żyda. Nikt nie wiedział, kto to był. Ale wieczorem przy biurze omnibusów przy Lesznie 44 rozklejono klepsydrę informującą o śmierci Abrahama Romana Fasa, 42 lata, który osierocił żonę i 2 synów. Fas siedział w żydowskim areszcie przy Gęsiej 24. Wyprowadzono go stamtąd o 10 wieczorem i zastrzelono na ulicy. Dlaczego? Mówią, że był aktywny w PPS, że prowadził interesy z drugą stroną, wykorzystując swoje kontakty z tramwajarzami. Opowiadają różne rzeczy. Również Fas był powściągliwym milczkiem i także on zabrał swoją tajemnicę do grobu. Ale jedna tajemnica została odkryta: umarł jako Żyd.