RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Dzienniki z getta warszawskiego

strona 416 z 476

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 416


402 Część II. Dzienniki z getta warszawskiego [19]

Jeszcze tak niedawno „obóz pracy” był przekleństwem, rzadko ktoś wracał stamtąd, a teraz marzą, żeby się tam dostać… Nawet najcięższa praca, tortury – wszystko to lepsze niż zniweczenie.

[6a] A może jednak śmierć lepsza…

Większa część wśród nas była już wymęczona oczekiwaniem, zrezygnowana. „Niech to już raz się skończy…”. Śmierć – wieczny spokój miast przerastającej siły udręki.

Starzy robotnicy najlepiej stosunkowo się trzymali. W swym egoizmie, jakże dalekim od prawdziwego uświadomienia klasowego, wierzyli, że ich jednak los ominie, że oni rzeczywiście są potrzebni, przecież stolarze, od lat pracujący przy swoim zawodzie, arystokracja, wybrańcy – w tej ponurej chwili z pogardą, nienawiścią patrzyli na nas, garstkę inteligentów dźwigających to tu, to tam deski.

Miałem obraz swego ojca przed oczyma. On nie wierzył. Strasznie bał się przeznaczenia. Fabryka zżarła go. Ostatkiem sił pracował, nieraz harował po 16–18 godzin na dobę, „nieproduktywna jednostka”, „pasożyt”… Doprawdy trudno mi sobie wyobrazić człowieka bardziej zespolonego z pracą, zawodem swoim niż ojca… Od ósmego roku życia pracował po warsztatach i fabrykach. Fabryka była dla niego szkołą, domem, nawet tam spał za młodu…

I teraz patrzę na tych starych robotników, niby proletariuszy, kl[n]ących nas, że my zabieramy im chleb, tę miseczkę zupy, która dla niejednego z nas jest jedynym pożywieniem obecnie w przeciągu doby.

[7] Czy mam im opowiedzieć, że u mnie w domu nieraz dochodzi do kłótni o kawałek czerstwego chleba…

Czy mam im opowiedzieć, jak mnie, synowi robotnika, z jakim trudem przyszło zdobyć tę trochę wykształcenia, inteligencji, z której oni teraz tak kpią…

Czy mam im opowiedzieć, że zawsze z myślą byłem przy nich, robotnikach, proletariacie, że może w większym stopniu zespolony jestem z walką proletariatu…

Demonstracje, bicie policji, kule, tajne organizacje – przeszłość… Czyż nie wystarczy…

Czyż zrozumieją?…

Nie, bo oni [są] dalecy od uświadomienia, przecież to nie ten uświadomiony proletariat, budowniczy nowego jutra – toć ci sami drobnomieszczanie, którzy przypadkiem wtłoczeni zostali do fabryk. Ileż sił trzeba, aby ich wychować, to nie ten nowy, wymyślony człowiek, ale tkwi jeszcze zbyt mocno w starych, przegniłych łachmanach.

Przypomniał mi się bohater szekspirowski z Burzy762– Kaliban. Toć to prawdziwy Kaliban, którego omamić, kupić można, otumanić, ułaskawić miseczką zupy, kawałkiem chleba… i będzie służył wiernie…

Jakże trudniej nauczyć go walczyć, tworzyć nowy świat, przywrócić mu godność ludzką, wynieść go ze straszliwego upodlenia…

A przecież z nim związana przyszłość ludzkości.

[7a] Gdy będą wydawać zupę, znów rozpoczną się kłótnie, wypychanie mnie z kolejki, zwymyślanie, przekleństwa, utyskiwania, że gdyby nas nie było – otrzymywaliby