Powstaje zatem tragiczny problem: co czynić? [Dawać] wszystkim po łyżeczce – wówczas nikt nie przeżyje, czy też pełnymi garściami – wtedy starczy tylko dla niewielu.
Do tego dochodzi jeszcze nowy moment. Komisarz żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej Auerswald ostatnio bardzo się wtrąca do wewnętrznych spraw getta. Traktuje uchodźców jak zwiędłe liście, które muszą opaść, i uważa, że nie należy ich karmić. Uważa, że pomoc społeczna należy się tylko pracującym. Zmniejsza stale ilość produktów dla pomocy społ[ecznej] i z tego powodu wydaje się ostatnio tylko 3 razy w tygodniu zupy; cenę obiadu musiano przy tym podwyższyć z 70 na 90 groszy.
Jest jeszcze ktoś, kto jest przeciwny pomocy społecznej dla dorosłych. To prezes
byłego Związku Kupców Abraham Gepner. Obecnie jest on odpowiedzialny za
aprowizację i w tym charakterze może dysponować znacznymi sumami. Gepner jest porządnym człowiekiem, ale kapryśnym społecznikiem. Ma naturę dyktatorską, nie znosi żadnego przeciwstawiania się jego osobie, jego zdaniu. Oddzielnym rozdziałem jest skandaliczna, smutnie osławiona polityka ZZ (gZakład Zaopatrywaniag). Jest to bardzo żałosna sprawa. Gepner, który jest tu bez dzieci (wyjechały za granicę), przelewa swe ojcowskie uczucia na dzieci w ogóle. Stał się wielkim przyjacielem dzieci getta, ale nie wszystkich, tylko tych, które miały szczęście dostać się do ochronek, nad którymi objął opiekę. Te dzieci korzystają po prostu z luksusu, inne mogą zginąć. Zaopatrują tam dzieci w odzież, obuwie, [dają] luksusowe lokale, a dzieci uchodźców w punktach nie mają elementarnych rzeczy. Giną na skutek brudu i głodu. [2] „Nasze dzieci muszą żyć” – takie jest rozwiązanie Gepnera, ale „nasze dzieci” to dzieci z jego internatów. Gepner jest jednostronny i wszystkie środki ZZ oddaje dla dzieci, starsi mogą umrzeć. Może zabraknąć pieniędzy na zupy – wszystko ma iść na dzieci. Zapomina, że dla dobra
dzieci należy w pierwszym rzędzie troszczyć się o to, aby rodzice pozostali przy życiu, gdyż najgorsi rodzice są lepsi od najlepszego internatu. Dzieci powinny, bez wątpienia, mieć pierwszeństwo w opiece społ[ecznej], nie można jednak i nie wolno doprowadzić do karykaturalnego stanu rzeczy, jaki istnieje obecnie w getcie, bo satelici Gepnera, którzy zbijają, kosztem szerokich mas, grube pieniądze przy pomocy ZZ, wkupują się też w łaski Gepnera dzięki kilku tysiączkom dawanym właśnie tylko na internaty. Jest rzeczą zrozumiałą, że skoro wszystko odbywa się według kaprysu starszego pana, nie może być mowy o normalnej opiece społecznej.
Dla zilustrowania jednostronności i kaprysów Gepnera przytoczę drugi przykład.
Gepner, ten szlachetny i porządny człowiek, który niejednemu imponuje cywilną
odwagą [i] dumną postawą, jest jednak w sprawach polityki podatkowej typowym
przedstawicielem wielkiej burżuazji, do której sam ongiś należał. Uważa, że podatki wszyscy powinni płacić po równo, dlatego nakłada wszystkim podatki na kartki chlebowe, chleb, cukier, miód i in. Jest zdecydowanym przeciwnikiem [pobierania] drogą przymusu większych danin od tych fabrykantów i kupców, którzy robią obecnie kokosowe interesy, lepsze niż przed wojną. Zastosowanie sankcji przeciwko tym ludziom, którzy nie chcą płacić tych podatków, jak wyciąganie ich nocą z łóżek i zmuszanie do robót na punktach jest, jego zdaniem, ograniczeniem osobistej wolności; to są Robespierzy, którzy stosują terror1791. Taki stosunek wodzirejów Gminy do
1791 Aluzja do Maximiliena de Robespierre’a (1758–1794), jednego z przywódców rewolucji francuskiej, powszechnie uważanego za zwolennika krwawego terroru.